Fragment Kroniki Parafialnej (autorstwa księdza Stanisława Pękały) dot. przygodowania misteriów religijnych w latach siedemdziesiątych

(...) Osobne wspomnienie w kronice należy się misteriom religijnym wystawianym wielokrotnie przez miejscową młodzież w kościele parafialnym z bardzo dużym sukcesem. W okresie Bożego Narodzenia w 1971/72 zostały wystawione Jasełka, w okresie Wielkiego Postu tegoż roku „Misterium Męki Pańskiej”, a jesienią „Dzień Gniewu” Brandstaettera. W roku 1973 wznowiono Misterium Męki Pańskiej znacznie powiększone, a w czasie Bożego Narodzenia Jasełka. Dlaczego poderwała się parafia do tak ryzykownego w naszych czasach przedsięwzięcia:

  • Dusza współczesnego człowieka jest karmiona przy pomocy środków masowego przekazu tylko treścią świecką. Na skutek tego czuje głód treści nadprzyrodzonej, Bożej. Zjawisko to oczywiście występuje i u nas. Chcąc choć w części zaspokoić ten głód postanowiliśmy dostarczyć parafii w formie lekkiej, atrakcyjnej, scenicznej, pokarmu nadprzyrodzonego. To jedna racja podjęcia się wystawienia misteriów.
  • Racja druga to poziom religijno­-moralny naszej młodzieży. Obserwując go od dłuższego czasu, trzymając rękę na jego pulsie doszedłem do wniosku, że młodzież nasza będzie zdolna odtworzyć na scenie tajemnice wiary z największym nawet ich napięciem religijnym. I nie zawiodłem się w swych przewidywaniach.

Trzeba było jednak koniecznie pomyśleć o jakiejś fachowej pomocy, bo ksiądz nie dysponuje ani czasem potrzebnym do tego rodzaju akcji, ani nie posiada do ich realizacji fachowego przygotowania. Zwróciłem się najpierw o poradę do byłego dyrektora Teatru Rapsodycznego pana dr. Kotlarczyka. Przyjął mnie u siebie w domu niezwykle serdecznie, a plany moje poprał całkowicie – mało, niemal zobowiązał do ich podjęcia. Rozmowę z panem Kotlarczykiem długo będę pamiętał a postawa jaką mi zaprezentował podbudowała mnie niezwykle i zachęciła. Za jego radą zwróciłem się do jednego z aktorów byłego Teatru Rozmaitości w Krakowie będącego na rencie po wypadku, jakiemu uległ wraz z innym aktorem w czasie wyjazdu do Zakopanego. Nazwisko jego Henryk Liburski. Trafiłem na przedobrego człowieka, który po kilkudniowej niemal agonii powypadkowej przeszedł w szpitalu, jak zdołałem zaobserwować jakąś bardzo głęboką przemianę wewnętrzną. Z największą radością przyjął propozycję objęcia fachowego kierownictwa nad naszą trupą teatralną. Trzeba było zaraz zgromadzić zdolniejszą młodzież, spośród której mógłby wybrać sobie przyszłych aktorów. Przyszło to stosunkowo łatwo, dlatego, że młodzież w parafii była uchwycona przez tridua, nauki stanowe i kursy przedmałżeńskie. Zaproponowałem panu Liburskiemu, by wygłosił na zebraniach młodzieżowych kilka prelekcji wprowadzających. Na prelekcje młodzież przyszła chętnie. W czasie nich starał się pan Liburski wyławiać co lepsze talenty. I nie brakło ich. Ponieważ była to pora jesienna postanowiliśmy zabrać się do przygotowania Misterium Bożego Narodzenia według księdza Turbaka "Pójdźmy do Betlejem". Misterium to wystawialiśmy dwukrotnie w Brzesku kiedy byłem katechetą raz w roku 1948, drugi w 1956 z ogromnym, wielkim powodzeniem. Postanowiliśmy wrócić jeszcze raz do tego naprawdę odbiegającego i treścią i formą od innych tego rodzaju utworów. Po dokonaniu pewnych poprawek i uproszczeń zaczęły się próby. Pan Liburski dojeżdżał na nie po kilka razy w tygodniu. Choć kandydaci na aktorów byli przeważnie uczniami i uczennicami szkół średnich to jednak trzeba ich było w niejednym wypadku uczyć wprost czytać. Trzeba było przy tym reżyserowi uciekać się czasem do mocniejszych słów. Młodzież jednak wszystko od niego chętnie przyjmowała widząc w nim fachowca. Same próby sprawiały nam wszystkim dużo satysfakcji. Kandydatów było aż nadto. Tymczasem zbliżały się szybko święta Bożego Narodzenia i nasz pierwszy debiut. Przygotowania dekoracji podjął się miejscowy plastyk pan magister Jan Walatek, a kostiumy przygotowała siostra katechetka Romana Caputa, Felicjanka. Premiera wypadła świetnie, przy szczelnie wypełnionym kościele. Po kilku przedstawieniach bez specjalnej reklamy wieść o nich dotarła do Brzeska i sąsiednich parafii, ściągając stamtąd coraz to nowych widzów. W sumie wystawiliśmy Misterium około dziesięć razy. Zbierane dobrowolnie datki pokryły w całości koszty wystawienia sztuki i jeszcze wzbogaciły kasę kościelną.

Zachęceni powodzeniem zaczęliśmy myśleć coraz śmielej o wystawieniu Męki Pańskiej w okresie Wielkiego Postu. Znałem dobrze Misterium Męki Pańskiej wystawiane u księży Salezjanów w Krakowie. Posiada ono doskonały tekst i podkład muzyczny, ale jak je zdobyć? I oto przypadkowo spotkałem się z pewnym panem z Krakowa, który pomagał księżom Salezjanom przy wystawieniu tego misterium i przez niego udało się nam zdobyć tekst i ważniejsze partie muzyczno-wokalne. W ten sposób doszliśmy do posiadania na pewno jednego z najpiękniejszych misteriów Męki Pańskiej, ale co będzie z jego wystawieniem? Przecież to rzecz znacznie trudniejsza do wystawienia niż Jasełka. Czy znajdziemy odpowiednich aktorów? A co będzie z Chrystusem, który występuje w Misterium, kto odtworzy jego rolę? Takie i tym podobne pytania starały się osłabić nasz zapał. W krótkim czasie znaleźliśmy wśród młodzieży młodzieńca, który z wyglądu i postawy mógłby podjąć rolę Chrystusa. Ale cóż to chłopiec, który ukończył tylko szkołę podstawową. Zainteresowaliśmy się nim, zaczęliśmy go podpatrywać, podsłuchiwać i z każdym dniem zaczynał się nam coraz to bardziej podobać. A co najważniejsze zauważyliśmy jakąś wewnętrzną głębię i powagę. Poza tym wśród młodzieży szła wieść o nim, że to chłopiec pod względem moralnym bez zarzutu. Zapadła decyzja. On (Klimczak Józef) będzie grał rolę Chrystusa. Po postawieniu mu tej propozycji był mocno zaszokowany, ale się zgodził. Reżyser musiał nad nim dużo popracować, ale praca nie poszła na marne. Apostołów dobraliśmy jak z obrazka wziętych. Judasza wypożyczyliśmy sobie ze sąsiedniej parafii. W trzecią niedzielę Postu 1972 roku po przystosowaniu odpowiednim kościoła rozpoczęliśmy wystawianie Misterium. Tym razem rozesłaliśmy afisze do sąsiednich parafii. Sukces ogromny. Ludzie masowo zaczęli nam napływać z sąsiedztwa. Niektóre przedstawienia wykupywano całe. Termin wystawień Misterium byliśmy zmuszeni przesunąć poza Święta Wielkanocne. Nic w tym nie było niewłaściwego, gdyż Misterium kończyło się sceną zmartwychwstania. Włożony trud opłacił się stokrotnie. Ludzie przeżywali bardzo głęboko tajemnicę Męki Pańskiej. Bywały momenty w czasie przedstawienia, czego sam byłem świadkiem, że niektórzy widzowie po prostu płakali i modlili się. Nastrój panował jak najlepszy. Miejsce święte było uszanowane. W czasie przerw śpiewano w kościele pieśni wielkopostne, ale ponad wszystko była wielka chwała Boża, a oto przecież głównie chodziło nam. Jesienią w tym samym roku w listopadzie wystawiliśmy świetny dramat Brandstaettera pod tytułem "Dzień gniewu". Pomogli nam przy tym ojcowie Dominikanie z Krakowa wypożyczając aktorom habitów. Na jednym z przedstawień był obecny prokurator domu krakowskiego i tak mu się sztuka spodobała, że nasza grupa została zaproszona do Krakowa, do ojców Dominikanów, gdzie dla publiki krakowskiej dwukrotnie dali przedstawienie. Chłopcy nasi i dziewczęta rośli a czuli się na scenie coraz pewniej i śmielej.

W okresie Bożego Narodzenia dawaliśmy znów Jasełka. Była to dość duża przeróbka Misterium księdza Turbaka. W okresie Wielkiego Postu powtórzyliśmy jeszcze raz Mękę Pańską wprowadzając scenę Ostatniej Wieczerzy i to według obrazu Leonarda da Vinci gdy idzie o ustawienie aktorów i ich pozę oraz pewne elementy na Drodze Krzyżowej wzięte z Męki Pańskiej wystawione kiedyś w Oberammergau w Niemczech. Baliśmy się, czy uda się nam wywołać nastrój Ostatniej Wieczerzy, modliliśmy się o to. I udało się. Stół wieczernikowi ustawiony był na tle pięknej, nowej dekoracji Góry Oliwnej i widoku na Kalwarię. Na jednym z przedstawień obecny był dziekan Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie, pan Edward Dobrzański, który po wyjściu z kościoła na moje pytanie jak oceniłby Misterium powiedział dosłownie "To mistyka. Moi aktorzy by tego nie oddali. Gratuluję wam." Było to dla mnie dużą satysfakcją. Skutek był taki, że Judasz wylądował na drugi rok w Krakowskiej Wyższej Szkole Teatralnej jako jej student. Misterium wystawiane było kilkanaście razy, a przyjeżdżali na nie parafianie z Biadolin, Wojnicza, Iwkowej, Łętowic, Rzezawy, Szczepanowa, Jasienia i tak dalej. Szkoda tylko, że poza Rzezawą i wymienionymi parafiami słabe było zainteresowanie Misterium innych duszpasterzy. Robiliśmy sobie apetyty na dalsze rozwijanie tego zbożnego dzieła, mieliśmy zamiar sięgać do repertuaru nie tylko czysto misteryjnego, ale cóż – nie mieliśmy odpowiedniej sali, a kościół nie nadawał się na wystawienie tego rodzaju sztuk. (...)